Strona Główna
Kontakt
Co nowego ?
Poradniczki i triki
Dom do wybudowania 1
Dom do wybudowania 2
Kody na uśmiercenie sima
Pomocne Kody
Imiona dla Simek
Imiona dla Simów
Foto-Story : Otwórz oczy
FotoStory : Wspomnienia wracają
Książka Kucharska naszych Simów
Rodzinki do stworzenia
Blogi Simo-Maniaków
Kosmici w The Sims 2
FotoStory
=> Foto-Story : Na krańcu Świata
=> Konkurs na najlepsze FOTOSTORY
=> Fotostory : wielka południowa ziemia
=> Fotostory : Masakra na ulicy Brzozowej
=> FotoStory : Prawdziwa miłość
=> Fotostory o bliźniaczkach Olsen
=> FotoStory : Zaufaj Magi
=> FotoStory : Życie Wampira
Kariery zawodowe Simów
Szybkie zbory i opalenizna
Sposoby na śmierć Sima i kolory duchów
Prawda o Belli Ćwir
Klub Ogrodnika
Poradnik dla poczatkująch
Nowe imię dla sima
Co powinno się znajdować w domu każdego Sima?
Zdjęcia Simów
Nina Kaliente
Jak radzić sobie w The Sims 3.
Jak zrobić własne rzeczy do Sims 2?
Soki
O THE SIMS



ROZDZIAŁ I
 

Za oknem szaro, z drzew spadały kolorowe liście. Miło było popatrzeć w taki widok pijąc czekoladę zrobioną przez babcię zwłaszcza, że piło się ją tylko raz w tygodniu,
Po chwili kubek został opróżniony. Zostało tylko kilka kropel, które delikatnie mówiąc były niesmaczne. Mimo że nie było już co pić dziewczyna nadal trzymała kubeczek ze świnką. Z każdym ułamkiem sekundy czuła się coraz gorzej. Nie mogła już dłużej utrzymywać ciężaru ciała na nogach, zaczęła się posuwać do tyłu.
- Babciu, możesz mi pomóc? – spytała cicho dziewczyna łapiąc się za nogę. Nikt nie odpowiedział. Nikt jej nie pomoże… Została sama jak palec, sama ze sobą, schorowaną nastolatką, która powoli upadała na zimną podłogę. Po chwili siedziała oparta o ścianę, po bladych policzkach spływały kryształowe łzy, a w ręku trzymała ocalały kubek. Chciała zawołać pomoc, ale nie miała już siły. Była na granicy wytrzymałości, ból był nie do wytrzymania.
- Aniu… - we framudze drzwi stała przerażona staruszka z siwymi włosami, które spięte były spinką.
Dziewczyna na głos babci podniosła głowę i otarła łzy z policzków.
- Pomożesz mi? – spytała cicho Ania masując bolące ją udo.
- Oczywiście, ale pamiętaj! Jesteś po operacji nie powinnaś była wstawać z łóżka. – odpowiedziała staruszka podając dziewczynie dłoń. Ania kiwnęła głową i z pomocą babci poszła do łóżka.

- Nie lubię być w szpitalu. – odparła dziewczyna odstawiając kubek na stolik.
- Już nie długo się to skończy… musisz wrócić przed rodzicami to będą mieli niespodziankę. – odpowiedziała staruszka i chwyciła za kubek. Dziewczyna już nic nie odpowiedziała. Położyła się i zaczęła masować udo. Bolało, mniej niż wtedy, ale bolało.
- Babciu… jest jakiś list do mnie w domu? – spytała dziewczyna lekko zdenerwowana, ale również nieśmiało. Kobieta spojrzała wnuczce w oczy.
- Aniu, zapomniałam na Boga. Wczoraj przyszedł właśnie list skierowany do ciebie, miałam go wziąć, ale zapomniałam. – odpowiedziała babcia. W oczach dziewczyny pojawił się blask, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Tak! – krzyknęła radośnie dziewczyna i chwyciła za telefon. Kobieta nie musiała pytać kto to. Domyśliła się, że to… człowiek, który odgrywał ważną rolę w życiu jej wnuczki, Alexander.
- Aniu, ja już idę. – odparła babcia odstawiając umyty kubek na stolik.
- Ok… Tylko pamiętaj o tym liście. – odpowiedziała Ania chwyciła za ciastko. Staruszka uśmiechnęła się patrząc jak wnuczka zajada ze smakiem ciastko własnej roboty. To był miły widok zwłaszcza, że dziewczyna nie jadała zbyt często.
- Do jutra babciu. – odpowiedziała Ania całując babcię w policzek.
- Cześć Aniu… - odpowiedziała kobieta i wyszła z pustej sali. Dziewczyna znowu poczuła się samotnie. Na oddziale nie było z kim porozmawiać. Wszyscy byli tacy smutni i szarzy. Gdy mijała się z kimś na korytarzu zawsze ogarniał ją strach. Wychudzone, blade twarze, smutne oczy. Dziewczyna chciała czym prędzej wrócić do domu, do przyjaciół. A w święta spotkać się z… Alexem.
***
 

Następnego dnia obudziła się z bólem uda. Próbowała masować, smarować, ale nie pomagało. Ból był silniejszy niż kiedykolwiek. Jedynym wyjściem były leki, które sprawią, że noga przestanie boleć, ale zacznie czuć się źle.
- Wszystko w porządku? – do uszu Ani dotarł męski, ciepły głos. Drzwi nadal były zamknięte, ale przez szybkę widziała wysokiego chłopaka, włosy miał związane w kitkę.
- Tak… - odpowiedziała dziewczyna… - Nic mi nie jest, dlaczego sądzisz, że coś mi jest? – dodała.
- Cóż. Często słyszę łkanie jak przechodzą obok twojego pokoju. – odpowiedział chłopak łapiąc za klamkę – Mogę wejść?
Ania nic nie odpowiedziała, drzwi się otworzyły, przed nią stał wysoki chłopak o niebieskim spojrzeniu. Na początku nie zwróciła na niego uwagi… Ale te… spojrzenie.
- Cześć Aniu. – odparł cicho chłopak zamykając drzwi.
Dziewczyna osłupiała. Nie mogła nic wymówić. Wróciła przyszłość. Jak on się tu znalazł? Co on robi?
- Co ty tu robisz? – spytała rozzłoszczona Ania chwytając za telefon komórkowy.
- Nie cieszysz się, że się spotkaliśmy? – spytał smutno chłopak siadając na krześle.

Ania uśmiechnęła się tylko ironicznie. Miała już dosyć wszystkiego. Chciała wrócić do domu tuż przed rodzicami. Iść na cmentarz w dzień wszystkich Świętych, a potem na obiad do babci. A za kilka godzin na lotnisko i spędzić resztę dnia z nim. Miłością jej życia. Tylko on i ona. Sami…
Nadal siedziała smutna na łóżku wpatrując się w blondyna. Był dla niej kiedyś kimś ważnym…
A wszystko zaczęło się pewnego słonecznego popołudnia. Koniec wakacji. Ania szła właśnie do pierwszej gimnazjum. Była przygotowana. Plecak, książki… Brakowało jej słonika. Zawsze jej przynosił szczęście podczas testów, a w gimnazjum jest ich dwa razy więcej niż w podstawówce… Poprzedni zbił się gdy wyjmowała go z plecaka. Musiała mieć… Bez niego nie byłaby w stanie zacząć pisać testów.

Założyła buty i pobiegła szybko do stacji metra… To było proste i szybkie wyjście. Wpadła do metrowego kiosku i w oczu rzucił jej się zwykły słonik.
- Idealny. – odparła cicho i skierowała się w stronę słonika. Kiedy już miała wyciągnąć rękę w celu wzięcia szczęśliwego, plastikowego zwierzątka… wpadł na nią chłopak. Nie zobaczyła jakie ma oczy, zakrywały je długa grzywka. Na głowie kolorowa czapka, typowy nastolatek, który uważał się za kogoś ważnego. W ręku trzymał deskorolkę.
- Przepraszam. – wstał nieznajomy i podał Ani rękę.
- Nie szkodzi. – odpowiedziała dziewczyna wstawiając. Chłopak nie odpowiedział nic więcej. Chwycił słonika i podał Ani.
- Przyjmiesz zaproszenie na… ciacho? – spytał chłopak odprowadzając dziewczynę do kasy…
Od tego się zaczęło Love Story, a potem zniknął. Uwielbiał grać w koszykówkę, nic dziwnego, był wysoki. Często opowiadał, że ojciec zamierza zrobić z niego koszykarza… Chciał spełnić marzenia syna i… wyjechali. Zostawił tylko po sobie piłkę z podpisem ,,Dla Ani od Tomka…”.
Zamilkła.
- Miałem wypadek. Wracałem do… Polski… z ojcem. Zginął na miejscu. – odparł smutno chłopak wstając z łóżka – Żałuję… Teraz oprócz babci i dziadka nie mam nikogo… A ty… Pewnie jesteś z nim… - uśmiechnął się ironicznie ocierając łzę z policzka – Gdyby nie mój ojciec. Zmusił mnie do tego. – dodał i wyszedł.
A Ania? Milczała… przestraszona całym tym wydarzeniem, które namieszało w jej życiu.
ROZDZIAŁ II
 

Ogarnęła ją samotność. Sama w czterech, ciasnych ścianach. Wszystko było takie smutne, szare. Nie nawiedziła tu przebywać. A to już ciągnie się latami. Miała nadzieje, że kiedyś to się skończy. Noga będzie zdrowa. Znowu zacznie biegać, skakać… Ale nie… Ten zły sen nadal trwa. Nie chce prysnąć niczym bańka mydlana.
Wszystkie te jej rozmyślenie przerwała siostra Róża. Jedyna pielęgniarka, z która można było porozmawiać. Znały się dość długo, były jak przyjaciółki… Ona była inna, wszystkie pielęgniarki były takie zimne, potrafiły na każdego nakrzyczeć i całymi dniami piły kawę i plotkowały o rodzicach pacjentów.
- Co się stało? – spytała Ania wyjmując poduszkę spod kołdry.
Kobieta uśmiechnęła się podając Ani dwie kule. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Nie wiedziała czy być zła czy się śmiać.
- Co to? – spytała ironicznie wskazując palcem na kule.
- Hm… Twoja doktor prowadząca doszła do wniosku, że nie masz po co być w izolatce. Z twoją nogą jest już w porządku. Przeprowadzasz się. – odpowiedziała radośnie Róża.
Ania nic nie odpowiedziała. Złapała z kulę i podeszła do starej wielkiej szafy gdzie była jej kurtka, plecak i inne rzeczy. Po 5 minutach była gotowa. Zarzuciła na ramię plecak i za pomocą kuli wyszła na korytarz.

W oczy rzuciła się jej mała dziewczynka z czarnym warkoczem, który leżał na ramieniu. Była smutna. Załzawione oczy i wykrzywione usta. Po bladych policzkach spływała łza.
- No… - odparła zniecierpliwiona Róża wskazując palcem na wielki napis A. Ania nie mogła uwierzyć. Roznosiła ją radość. Oddział A wyróżniał się tym, że był kolorowy i weselszy. Często chodziła tam do dyżurki gdyż pielęgniarki z B piły kawę.
- Będziesz leżeć…w trójce. – odparła Róża chwytając plecak Ani.
Przez resztę drogi milczały. Szły wolno ze względu na nogę Ani. Kiedy przeszły przez łącznik zatrzymały się. Róża spojrzała na Anię.

- Aniu, co się… - zatrzymała się i spojrzała w oczy dziewczyna. Z jej oczu spływały łzy. Nie musiała pytać co jej jest. Dobrze ją znała. A chłopak, który stał przed nimi był jej dobrze znany z romantycznych opowieści Ani.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i powędrowała dalej. Czekało ją kilka tygodni bycia na tym samym oddziale z nim.
Gdy się mijali patrzył na nią jak na swoją ukochaną. Cóż… trudno zaprzeczyć. Nadal ją kochał i chciał z nią być, ale ona… ona była z kimś innym. Już dawno zapomniała o nim.
Ania nie patrzyła na niego. Cały czas wpatrywała się w drzwi z tabliczką z numerem 3.
Z każdym ułamkiem sekundy numer stawał się coraz większy. Doszły.
Za drzwiami było słychać śmiechy dziewczyn, co chwile padało słowo „Tomek”. Ania nie musiała myśleć o kogo chodzi. Bez dłuższego namysłu chwyciła klamkę i otworzyła drzwi.
Sala była duża. Miała pięć łóżek, jedno było wolne. Od strony okna leżała dziewczyna z długimi, blond włosami. Na nosie okulary, a za nimi śliczne niebieskie oczy. Wyglądała na spokojną. Na stoliku obok panował porządek. Tuż obok jej łóżka leżała typowa „hot” nastolatka. Pasemka, modne ubrania, siedziała na brzegu, a obok niej dwie dziewczyny. Dziewczyna po środku miała ciemnobrązowe włosy związane w kitkę, a od strony ramy łóżka ruda z masą piegów na policzkach i nosie. Tak, to była ta trójca, która znał cały szpital. Kolorowe i wesołe. Ania już czuła, że będą jej wrogami.
- Świetnie. – mruknęła pod nosem i podeszła do swojego łóżka. Czuła na sobie wzrok kolorowej trójcy. To było straszne…
- Dziękuje za pomoc. – odparła cicho Ania zabierając plecak z rąk Róży. Zamknęła oczy i powróciła do łóżka.

Nie miała ochoty rozpakowywać się. Wyjęła poduszkę spod kołdry i spojrzała na nią ironicznie. Chciała wrócić do samotnej izolatki. Czytać książki i myśleć o Alexandrze. Nic więcej… A teraz? Gdy przyjdzie babcia będą musiały rozmawiać w łączniku, siedząc na krzesłach. Gdy była w izolatce mogła z nią spokojnie porozmawiać, a teraz? Nie będzie się mogła nawet napić czekolady.
- Trzymaj się Aniu. – powiedziała Róża i wyszła….
Dziewczyna poczuła się okropnie. Czuła, że dziewczyny o niej plotkują, tylko ta jedna… blondynka była inna. Cały czas wpatrywała się w Anie. Puściła do niej oko, a potem wstała i wyszła z pokoju.
- Coś ty za jedna? – spytała Ruda podchodząc do Ani. Opuściła głowę i spojrzała na tabliczkę powieszoną na ramie łóżka. Była tam włożona karta, a na niej dane.
- Anna Karolina Rogowska. – przeczytała dziewczyna, a dwie pozostałe zaśmiały się ironicznie.
Ania milczała. Czuła się trochę skrępowana, a zarazem bała się. Chciała wrócić do domu.
- Radzę ci nie zaczepiać Tomka… - ostrzegła ją i wróciła do koleżanek…
ROZDZIAŁ III
 

Ania dotknęła palcem kącika ust i podniosła oczy do góry. Czuła się trochę niezręcznie w towarzystwie dziewczyn. Ale co miała zrobić? Nie umiała się im postawić. Po prostu…
Skuliła nogi i oparła brodę o kolana, zerkała co chwilę na Rudą. Cały czas wymachiwała rękoma opowiadając dziewczynom jakąś historię. Po chwili nastała cisza. Kolorowa zerknęła na Rudą i przewróciła oczami…
- Natasza… my… cię nie słuchamy. – odparła cicho i podrapała się po policzku.
Ruda osłupiała. Siedziała nieruchoma na łóżku, jedną ręką szarpała kawałek bluzki, a drugą ściskała udo. Wtem odwróciła głowę i posłała groźne spojrzenie w stronę Ani. Dziewczyna nie miała pojęcia po co te spojrzenie?
Ania szybko odwróciła wzrok i zerknęła na szatynkę…
- Weź… - odparła zdenerwowana Natasza patrząc na koleżanki – Olka… Miśka, no… - dokończyła drapiąc się po uchu.
Dziewczyna z kolorowymi włosami wstała łóżka i podeszła do drzwi. Ukradkiem zerknęła na Rudą, która miała opuszczoną głowę i bawiła się kawałkiem pościeli.
Kolorowa pokręciła głową i wyszła. Słychać było jej rozmowę z przypadkową pielęgniarką. Po chwili pojawiła się zdenerwowana w sali.
- Złaźcie z mojego łóżka! – krzyknęła i złapała kosmyk swoich włosów.
Szatynka zerknęła na nią ze złością i wstała z łóżka klepiąc Nataszę w plecy.
- Miśka, co ty taka wkurzona? – spytała poprawiając włosy Olka.
- Będę taka nawet jeśli się to wam nie podoba. – odparła znudzona i położyła się na wygniecionym łóżku zamykając oczy.
Ania przewróciła oczami. Miała już dosyć. Nie była z nimi godziny, a już chciała wrócić do swojej izolatki… Z każdą sekundą ogarniał ją smutek i myśl, że będzie tutaj bardziej samotna niż w izolatce. Nawet gorzej!
Zamknęła oczy, nie chciała… aby zobaczyły, że płacze. Wyśmiałyby ją. Nie lubiła być wyśmiewana. A kto lubił? I wtedy stanął jej obraz… tak, ten obraz. Kiedy stała w swoim pokoju. Na biurku leżała piłka, za oknem stały przyjaciółki. Pamiętała każdy, drobny szczegół. Wyszła do nich po pięciu minutach cała zapłakana. Nie powiedziała co się stało. Powiedziała tylko, żeby poszły. Pobiegły, zniknęły wśród drzew. Na następny dzień patrzyły na nią z zaciekawieniem. Przyjaciółki? Jakby były prawdziwymi przyjaciółkami… nie uciekłyby wtedy. Spytałyby co się stało, pomogły.
Ania zerknęła na Miśkę, musiała czuć się podobnie. Nie spytały co się stało. Olka jedynie wyśmiała z jej zdenerwowania. Mimo że pewnie pokłóciła się z pielęgniarką, powinny spytać. Taka była rola prawdziwej przyjaciółki. Anie nie znała ich tak dobrze, ale mogła wywnioskować, że znały się dość długo.

Wstała, zbliżyła się do drzwi. Kiedy już miała je otworzyć do jej uszu dobiegł zachrypnięty głos.
- Nie wychodź, rury cię ochrzanią. – odparła Miśka.
- Tak? Ale ja muszę do łazienki. – odpowiedziała Ania unosząc lekko brwi.
- No właśnie, ja też chciałam iść do kibla, ale… kazały mi wracać do pokoju. – powiedziała bardziej rozzłoszczonym głosem.
- Co za okropność. – skrzywiła się Ania i wyszła z pokoju. Doszła do drzwi od łazienki, nikogo nie było. A nawet gdyby jakaś pielęgniarka zabroniła jej chodzić po szpitalu, zignorowałaby to.
Chwyciła za klamkę, przycisnęła na nią, ale… nie weszła. Czuła, że grupa lekarzy zbliża się w jej stronę. Odwróciła się.
Osoby w śnieżnobiałych kitlach, granatowych mundurach szła szybkim krokiem. Na czele stał doktor Stalińsky. Na jego twarzy panował niepokój.
- Proszę się odsunąć. – odrzekł jeden z policjantów. Ania zrobiła krok w tył i obserwowała jak policjanci wchodzą do łazienki, a za nimi grupa lekarzy.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Widziała tylko zakrwawione ściany i drzwi od kabiny.
Domyśliła się dlaczego pielęgniarki zabroniły wchodzić do łazienki.
Opuściła głowę, czuła się zagubiona. Nie wiedziała kto tam jest, ale była pełna współczucia dla tej osoby i jej krewnych. Z kolei roznosiła ją radość, a gdyby ona padła ofiarą mordercy, którym może być każdy. Pielęgniarki, pacjent, a może nawet jakiś rodzic… nie wspominając o lekarzach. Ten kto zabił niewinnego człowieka… nadal był na wolności. Może zabić każdego, a kto wie… może zabił więcej osób.
Wyszli. Niektórzy zerkali niepewnie na Anię.
- Nie wchodź tam. – odrzekł cicho doktor Stalińsky zamykając oczy.
- Czemu, co się stało? – spytała cicho Ania.
Doktor nie odpowiedział, podszedł do grupy policjantów, zamienił kilka słów i wszedł do łazienki. A Ania? Nadal stała niespokojnie, zerkając na otoczenie. Grupa pacjentów stała wystraszona przy drzwiach, pielęgniarki opierały się o ściany, niektóre obgryzywały nerwowo paznokcie.
Ania zamknęła oczy, miała ochotę krzyczeć i wyrywać swoje włosy, nie miała siły. Zorientowała się, że jej kula została w łazience, a noga zaczęła ją boleć niemiłosiernie.
- Przepraszam, tam została moja… laska. – odparła cicho unosząc dłoń.
Nikt jej nie słuchał… Nie wytrzymała, upadła na podłogę. Serce zaczęło jej szybko bić. Czuła, że.. umiera, unosi się nad ziemią. Przed oczami stanęła jej siostra, Daria… Daria… Pamiętała ją, każdy jej oddech, każdą chwilę spędzoną z nią. Kłóciły się, często. A kiedy odeszła do innego świata, Ania doceniła ją. Żałowała wszystkich szkód, które wyrządziła Darii.

Otworzyła oczy, znajdowała się w zimnej sali, dookoła niej stali lekarze ze skwaszoną miną. Dziewczyna delikatnie uniosła głowę. Nie… to nie był ten pokój tam gdzie czuła się źle i samotnie. To była izolatka, ale nie ta sama co wtedy, mała, ciasna, ale ciepła. Ta była inna. Białe kafelki, biała podłoga, twarde łóżko.
- Co się stało? – spytała cicho opuszczając głowę.
Młody lekarz popatrzył Ani w oczy. Nie miał odwagi powiedzieć co się stało, ale musiał.
- Przykro mi, ale… musimy operować znowu twoją nogę… jest ona niebezpieczna, jak się nie powiedzie… konieczna będzie amputacja, ale jak się uda niestety będziesz musiała poruszać się za pomocą wózka inwalidzkiego ewentualnie kul. – lekarz mówił powoli, zatrzymywał się co chwilę.
Ania zamknęła oczy, nie chciała… żeby zobaczyli jak płacze. Nie lubiła litości…
- Czyli… już nigdy nie założę wysokich obcasów. – odparła cicho kierując głowę w stronę okna – Wyjdzie już, chcę zostać sama. – dodała i uroniła łzę.
ROZDZIAŁ IV

Było ciemno, tylko nieliczne latarnie oświetlały drogi. Park, który zawsze był kolorowy i wesoły był smutny. Wiatr zrywał z drzew złociste liście, które spadały na ziemię. W dzień można było spotkać spacerujących emerytów, których odwiedzała rodzina, a także matki, które były zaniepokojone stanem zdrowia swojego dziecka. Czasami przychodził chłopak z dziewczyną, przysiadywali na ławce i szeptali sobie ciepłe słowa.
Wyciągnęła rękę i położyła ją na stoliku, zaczęła poruszać nią szukając lampki. Dotknęła czegoś zimnego i metalowego. Przycisk, nacisnęła i w sali zrobiło się jasno, cieplej. Taka mała rzecz, a tak zmieniła klimat tego pokoju.

Ania oparła się o łokcie, zaczęła się rozglądać. Było pusto, tylko w rogu stała umywalka, a nad nią wisiało lustro, łóżko, stary stolik nocny i białe krzesło, które stało w kącie. To wszystko. Pusto, ale ciepło…
Położyła się i znowu zaczęła płakać… W końcu mogła to zrobić, nikt nie zobaczy, nikt nie będzie się pytał co się stało, nikt jej nie pocieszy, nikt! Jest sama jak palec, skazana na swoje towarzystwo.
- Czym sobie zasłużyłam? – spytała cicho ocierając łzy z bladych policzków – Czym? – dokończyła i zerknęła w okno. Widziała swoje odbicie, chudą nastolatkę z długimi, brązowymi włosami. W odbiciu zobaczyłaby więcej, ale po co? Kto chciałby patrzeć na swoją zniszczoną twarz, wory pod oczami, opuchnięte usta…
Nagle ktoś zapukał. Kto to mógł być? Kto o tej porze odwiedza nędzną izolatkę, w której leży załamana, chora dziewczyna.
Nie odpowiedziała, odwróciła się w stronę łóżka i zaczęła myśleć. Nie obchodziło ją to, kto puka.

Drzwi się otworzyły, we framudze drzwi stał mężczyzna ubrany w czarny, policyjny mundur. Grzywka swobodnie opadała na czoło, zasłaniając zielone oczy.
- Co pan chce? – spytała żałosnym głosem Ania odwracając się do policjanta. Jego obecność ją nie zdenerwowała.
- Aniu… musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań. – odparł mężczyzna podchodząc do jej łóżka.
- Nic nie muszę, a jeśli jestem głównym podejrzanym to… - zatrzymała się, nie wiedziała co odpowiedzieć. Bała się… powiedziała coś co może okazać się prawdą – Ha ha! – zaśmiała się ironicznie dziewczyna.
Policjant podrapał się po nosie.

- Nie, nie jesteś podejrzana. – odpowiedział sucho i przysiadł na białym, starym krześle.
Ania odetchnęła z ulgą, poczuła ciepło na sercu….
- Powiem tylko tyle, że pielęgniarki zabroniły wchodzić do łazienki, chciałam wejść… nie weszłam. Więcej nie wiem…. – odparła smutno Ania i opuściła głowę – A kto to był?
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę.
- Dominika… Szewczak. – odpowiedział policjant i wstał – Uśmiechnięta blondynka. – dodał ponuro.
Ania osłupiała. Uśmiechnięta blondynka… To ona. Na pewno ona.
- Szkoda. – odrzekła sucho.
- Tak… moja jedyna córka… No cóż, dobranoc Aniu. – odpowiedział i wyszedł.

Ogarnął ją smutek i żal. Dominika Szewczyk, uśmiechnięta blondynka, córka policjanta. Czyżby komuś tak podpadła, że musiał ją zabić? Chyba, że… sama się zabiła? Niemożliwe. Czemu? Niejedna dziewczyna zazdrościła jej urody, uśmiechu…
Wychyliła się i zerknęła pod łóżko, gdzie leżał plecak.
- Tu jesteś. – odparła pochmurno i chwyciła za niego. Złapała za suwak i zaczęła nim posuwać. Wyjęła z plecaka telefon komórkowy. Popatrzyła na niego przez chwilę. Chciała zadzwonić do Alexandra, ale po co? Żeby miał jeszcze więcej zmartwień? I tak miał już dużo na głowie. Studia, praca, zajmowanie się chorym bratem.
Mimo że obiecali sobie wszystko mówić zrezygnowała.
Schowała telefon i odłożyła plecak pod łóżko. Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy.
Znowu zrobiło się smutno, mimo że lampka oświetlała bladą salę.
- O nie. – mruknęła cicho Ania wyłączając lampkę. Zrobiło się bardziej smutno i ponuro, ale mogła popatrzeć przez okno.
Uliczki były puste, tylko na parkingu przy szpitalnym ogrodzeniu stało kilka samochodów. Drzewa i te nieszczęsne lampy, które oświetlały ulicę.
Wtem z zakrętu wyłoniła się drobna sylwetka. Jej długi cień padał na drogę, a potem znikł.
Cisza. Była taka okropna i nie do zniesienia. Nawet pielęgniarki nie chodziły po korytarzu.
Wyciągnęła rękę i ponownie zapaliła lampkę. Nie, to nie był już ten sam efekt. Nie było już tak wesoło i ciepło.

Wtem przed oczami stanął jej widok sprzed czterech lat. Kiedy była zwykłą dwunastolatką, która nie umiała odrobić pracy domowej z matematyki i codziennie wieczorem huśtała się na huśtawce, a potem wracała do domu, siadała w fotelu i razem z mamą oglądały telewizje.
Tak… wróciły wspomnienia…Wtedy jeszcze żyła Daria.
Ferie. Dlaczego akurat chcieli je spędzić górach? Mieli tam rodzinę. Ojciec mamy Ani mieszkał tam ze swoją nową żoną, jej dziećmi i wnukami. Wspaniała ciepła rodzina. Kto by takiej nie chciał? Mimo że stary, mądry Henryk nie był już z babcią Ani, utrzymywali znakomite kontakty. Kobieta mieszkała w Berlinie, ale regularnie kontaktowała się z byłym mężem.
Ale jak to w rodzinie bywa, są także wrogowie. Ojciec Ani i Henryk nie byli w dobrych stosunkach. Emeryt uważał, że Karol zniszczył życie jej córki. Tak mówił, jednak w sercu skrywał inną tajemnicę. Nigdy jej nie zdradził i nie zdradzi…
Wyjechali. Dziadek jak zwykle przywitał wnuczki ciepłym uściskiem, zaparzył herbaty i siedząc przed kominkiem opowiadał wnuczkom przeróżne historie.
A na wieczór zabrał Anię i Darię na spacer. Tylko… dlaczego tam? Ania chciała., więc poszli, ale nie wrócili. Przygniótł ich wielki głaz. Ania uniknęła śmierci cudem, ale… musi ciągnąć za sobą ciężki łańcuch z przeszłością, a to boli. Bardzo boli.
Zgasiła lampkę i spojrzała żałośnie na drzwi. W tej chwili pragnęła wyjść ze szpitala o własnych siłach do domu, usiąść w fotelu i wsłuchać się w muzykę płynącą z fortepianu, na którym grał Alexander. Ale czuła, że szybko to nie nastąpi.
Zostało jej tylko słuchać muzyki z mp3, lecz to nie było to samo. Miała inne wyjście? Nie.
Chwyciła za plecak i wyjęła z niego starą, dobrą mp3, którą dostała kiedyś od taty na gwiazdkę. Włożyła słuchawki do uszu i włączyła muzykę.

Do jej uszu wpadł niesamowity dźwięk fortepianu. Zapomniała o wszystkich problemach i przeniosła się do krainy wiecznego szczęścia. Zanurzyła się w morzu kwiatów i obserwowała ptaki, a tuż obok niej stał czarny fortepian, na którym grał sam Alexander. Jego czarujące oczy spoglądały na Anię z troską i miłością. Tylko przy niej czuł się taki zrelaksowany.
Nagle ten piękny widok prysnął jak bańka mydlana.
- Dlaczego się rozładowałaś? – szepnęła cicho Ania pukając palcem w ekran mp3 – To bez sensu. – zaśmiała się i zakryła dłonią oczy.
Odłożyła odtwarzacz na stolik i ułożyła się wygodnie na łóżku. Nie mogła zasnąć. Potrzebowała rozmowy z Alexandrem, potrzebowała go…
Wtem w Sali rozległ się dźwięk telefonu komórkowego. Dziewczyna się zerwała i nie sprawdzając nawet kto dzwoni wcisnęła zielony guzik.
- Halo? – spytała suchym głosem dziewczyna.
- Aniu… ja przepraszam, że cię budzę, ale… otworzyłam przez przypadek list od Alexandra… - odparła babci smutnym głosem – Alexander nie żyje. – dodała po chwili.
ROZDZIAŁ V

Czy istnieje gdzieś idealny świat? Chciałabym… Przenieść się na polanę zasłaną kwiatami i tańczyć w deszczu. Tak… Na pewno jest taka kraina. Tam ludzie mają wszystko. Nic im nie brakuje… są szczęśliwi, nie martwią się o nic. A ja? Muszę ciągnąć za sobą ciąg niepowodzeń. Jestem jednym wielkim nieszczęściem. Chciałabym chociaż raz znaleźć się w dolinie wiecznego szczęścia. Szkoda, że to niemożliwe… Ten świat istnieje po śmierci, po drugiej stronie życia…

Uniosła lekko głowę. Za oknem słońce rzucało wesoło promyki na drzewa. Ulicami przechadzali się ludzie, a w parku jak zwykle przesiadywał emeryt. Często tam przebywał. Siedział zazwyczaj na starej, zniszczonej ławce pomalowanej na zielono, która stała pod wielkim drzewem. Czasami palił papierosa, albo wpatrywał się w ludzi. Był inny. Zamiast grać w warcaby z kolegami on spędzał czas w parku.
Tym razem czytał książkę, a raczej tomik poezji…
Anie odwróciła wzrok. Pamiętała tylko słowa babci…,,Alexander nie żyje.”. Potem musiała zemdleć, bo komórka leżała na podłodze.
Podniosła ją i odłożyła na stolik.
Kiedy miała się ułożyć ktoś zapukał. Spojrzała niepewnie na drzwi, a potem suchym głosem odparła:
- Proszę.

We framudze drzwi stała kobieta z siwymi, ale pięknymi i długimi włosami kobieta. Na policzkach miała czerwone rumieńce.
- Babcia? – spytała Ania odgarniając grzywkę z czoła.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Podeszła do stolika, na którym położyła zakupy. Nie patrzyła na Anię. Babcia nie była taka jak zwykle. Tym razem na jej twarzy panował smutek.
Zdjęła kurtkę i położyła ją na ramie łóżka.
- Tak się martwiłam… - powiedziała nagle babcia siadając na krześle zmęczona, a na kolanach położyła czarną skórzaną torbę. Po chwili ją rozsunęła i wyjęła list.
Ania opuściła głowę. Chwyciła kopertę i odłożyła ją na stolik.
- Myślałam, że to koszmar… - odparła cicho Ania i otarła łzę z policzka.
A jednak. Odszedł i nie wróci. Nigdy. Spotkają się kiedyś po drugiej stronie. Tak! W krainie wiecznego szczęścia. Będą biegać po polanie zasłanej różami, potem on jej zagra na pianinie, a wieczorem będą się huśtać… Tak, idealne życie, ale kiedy nastąpi. To wie tylko sam Bóg.
Nastała cisza. Nie była już taka straszna jak wtedy. Zaczynała ją lubić. Musiała… teraz będzie się ciągle z nią spotykać.
- Babciu… istnieje życie po śmierci? – spytała nagle Ania wpatrując się w emeryta.
- Oczywiście… pewnie Alexander tam jest i patrzy teraz na ciebie. – odpowiedziała babcia dotykając suchych włosów Ani.
- Alexander i.... ta blondynka, którą zamordowano w szpitalu.
Babcia znieruchomiała. Patrzyła na Anię ze zdziwieniem. Blondynka, morderstwo, szpital. Nie mieściło jej się to w głowie. Jak to możliwe?

- To jest możliwe babciu. – dodała po chwili Ania zamykając oczy – W szpitalu doszło do morderstwa, prowadzone jest śledztwo. – dokończyła.
- To okropne… - odpowiedziała zdziwiona kobieta – Chcesz herbaty? – zmieniła temat.
- Możesz mi zrobić. – powiedziała i wyjęła z plecaka kubek, po czym podała go babci z kolei ta wyszła zamykając za sobą drzwi.
Ania zerknęła przez okno, ale emeryta już nie było. Park był pusty i samotny. Nie było nawet rodziców, którzy palili papierosy. Tylko za ogrodzeniem szła grupa ludzi, jakaś pani w czerwonym płaszczu i pan w zielonej kurtce, który wsiadał do samochodu. Nagle w jej oczach ukazała się jej wysoka postać w granatowej bluzie czy też kurtce. Taka samą miał Alexander. On też był wysoki i miał czarne włosy, które zawsze związane były w kitkę.
Ignorując ból nogi wstała i skacząc na jednej nogi zbliżyła się do okna. Przysiadła na parapecie i spojrzała na wysokiego mężczyznę. Wsiadał do czerwono żółtego autobusu.
Niestety, był za daleko, aby mogła przyjrzeć się szczegółom jego twarzy.
- Aniu! – krzyknęła babcia podbiegając do wnuczki – nic ci nie jest?
- Nie babciu, ja… nieważne. – odpowiedziała smutno dziewczyna i wróciła do łóżka.

Resztę dnia spędziła na czytaniu bezsensownego romansidła i piciu herbaty. Listu nie przeczytała. Musiała się przygotować, bo na pewno będzie bolało…
Popołudnie zapowiadało się nudnie. Z pewnością spędzi tu tak samo każdy dzień.
Niespodziewanie ktoś zapukał.
Zaskoczona odłożyła książkę na stolik. Co miała zrobić? Może to babci? Nie, ona by nie pukała gdyby czegoś zapomniała.
- Proszę. – powiedziała zmęczonym głosem dotykając palcem ust.
To był niestety on. Tomek. Jak zwykle na jego twarzy panował uśmieszek. W ręku trzymał czerwoną torebkę z jakąś znajomą panią.
- Po co przyszedłeś? – spytała zdenerwowana dziewczyna odwracając głowę w stron okna.
- Wiesz… mam dla ciebie nowinę. – odpowiedział chłopak i usiadł na krześle.
- Nie zamierzam słuchać twoich nowin…
- Ale… cały szpital o tym trąbi, tylko ty nie wiesz, bo siedzisz tu zamknięta jak w więzieniu, albo gorzej… w psychiatryku. – zaśmiał się chłopak klepiąc udo.
- Ale ty śmieszny. – odparła ironicznie dziewczyna. Nie patrzyła na niego. Nie miała ochoty, nie chciała. Miała go dosyć – Idź.
- Nie pójdę Aniu… musisz mnie wysłuchać, to na pewno dla ciebie ważne. – odpowiedział chłopak poważniejszym głosem.
- Tak na pewno. – spojrzała na niego. Był taki… uroczy? Spoglądał na nią swoimi anielskimi oczami – mów, byle szybko. – dodała. Nie chciała dłużej na niego patrzeć. Była w żałobie, nie zamierzała się z nikim wiązać. W jej sercu jest był i będzie Alexander i nikt tego nie zmieni.

- Cóż… będę mówić długo, ale mi nie przerywaj. – powiedział chłopak i chrząknął – otóż, na pewno każdy znał i lubił naszą kochaną ciocię Różę. Nie tylko ty, ja również. Była przyjaciółką kazdego, no… prawie każdego. Ale nikt nie jest idealny. Albowiem ciocia Róża i jej siostra Dagmara miały wroga. Tak, tak… był nim policjant Szewczak, a dokładnie jego ojciec… I właśnie jego ojciec był ojcem Dagmary, tak wiem, że nie zrozumiale mówię, no, ale… i ojciec policjanta Szewczaka odszedł od rodziny Róży, nie płacił im alimentów. Sam nie wiem jak to się stało, że ofiarą padła biedna blondynka, córka policjanta. Dagmara groziła, że zabije jego wnuczkę jeśli nie zapłaci jej danej kwoty, ale ten olał sobie. I kazała Róży zabić… tą dziewczynę. – powiedział chłopak i oparł się o oparcie.
Zamilkła. Czy to naprawdę była prawda, aby kochana ciocia Róża była mordercą.
- Aresztowali ją? – spytała Ania.
- No, a nie. – odpowiedział chłopak i podrapał się po głowie.
Z jednej strony się cieszyła, przecież ona mogła paść ofiarą, a z kolei było jej przykro, bo osoba, którą darzyła wielkim zaufanie okazała się… zabójcą.
- To nie może być prawda, one są aż takie złe?
- Podobna ta Dagmara była już w więzieniu. Jest chora, powinna być w psychiatryku. Ta cała Róża też.

- No. – przytaknęła Ania i złapała się za czoło. Czuła, że dzisiaj jeszcze dużo się przydarzy – Mnie to zawsze przytrafiają się same nieszczęścia. – dodała smutno.
- Czemu? Masz chłopaka… babcie, nadzianych rodziców, a ja? – odpowiedział chłopak i chwycił za paluszki, które leżały na stoliku.
- Nie mam chłopaka. – odpowiedziała zdenerwowana dziewczyna marszcząc brwi.
- Nie? Rzucił cię? – wytrzeszczył oczy.
- Nie, zginął. – odpowiedziała i spojrzała w okno – Tylko… nie współczuj mi, to żałosne. – skrzywiła się.
- Jasne. – odparł pochmurno i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu głęboko w oczy. Złapał ją za rękę, była zimna i drżała.
- Nie bój się. – odparł cicho i przytulił ją. Nie odwzajemniła uścisku, ale także nie odepchnęła go – Nic ci nie grozi. – dodał i musnął lekko jej usta
Nie mówiła nic, nie ruszała się, cały czas patrzyła mu w oczy. Ten sam widok co kilka lat temu kiedy spotkali się w sklepie.

- Pamiętasz naszą randkę? – spytał cicho odrywając usta od ust ukochanej.
- Pamiętam. – odparła sucho i opuściła głowę. Uświadomiła sobie, że Tomek nadal coś dla niej znaczył, był kimś dla niej więcej niż tylko byłym chłopakiem.
- Czemu jesteś taka… smutna? – spytał chłopak dotykając jej bladego policzka. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, nie chciała być przy nim tak blisko… odsunęła się i położyła głowę na poduszce.
- Idź… proszę cię. – odpowiedziała i wskazała palcem na drzwi. Uszanował to. Nie zaczął się śmiać. Po prostu nie był sobą… Opuścił głowę i wyszedł zostawiając na krześle czerwoną torbę.
- Co on sobie myśli? – mruknęła zdenerwowana i chwyciła za torbę. Niestety wszystkie rzeczy, które znajdowały się w niej wypadły. W Sali rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Nie patrzyła co to, jakieś zdjęcie, szpatułka i przeróżne drobiazgi.
Zignorowała to. Nie miała zamiaru tego sprzątać.
Odwróciła się w stronę okna i spojrzała na kopertę…
- List. – mruknęła cicho i chwyciła za niego. Wyjęła śnieżnobiałą kartkę i wczytała się w długi list…
 
Droga Aniu!
Skoro czytasz ten list to znaczy, że już mnie nie ma i nie będzie przy Tobie. Tak wiem, że jestem nienormalny pisząc ten list, ale w każdej chwili mogę zginąć… Więc muszę po prostu napisać. Muszę.
Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. Byłaś, jesteś i będziesz. Zawsze. Jednak nie zasługuję na Ciebie. Czuję się okropnie, że nie byłam Tobie wierny. Okazałem się zdrajcą i kłamcą. Jeśli mi nie wybaczysz nie będę miał Ci tego za złe…
Było nam dobrze razem. Może jakbym żył, powiedziałbym Ci, ale… umarłbym gdybyś mnie odrzuciła.
Jak wyjechałem spotkałem kobietę. Miłą kobietę. Starsza pani, która miała wolny pokój. A że zgubiłem portfel, a w nim pieniądze… kobieta pozwoliła mi mieszkać w pokoju ile chcę. Za zarobione pieniądze miałem płacić połowę czynszu, ale także musiałem robić zakupy. W dodatku miałem pracę i… opieka nad bratem, który jak sama wiesz był ciężko chory i leżał całymi dniami w szpitalu.
Pewnego dnia wróciłem do domu starszej kobiety. Miała gościa. Wnuczkę, która… była niewiarygodnie podobna do Ciebie. Piękna i sympatyczna. Zaprzyjaźniliśmy się.
Niestety, ona się we mnie zakochała.
Byłem głupi i… wzięliśmy ślub, a potem… zginęła w wypadku samochodowym. Załamałem się. Była moją żoną, świata poza nią nie widziałem, a Ty?
Wtedy byłaś dla mnie tylko 16 letnią dziewczyną. Kiedy przyjechałem w kwietniu… kiedy pytałaś mnie co mi jest, kiedy odsuwałem się od ciebie… Przepraszam za to. Postąpiłem zbyt pochopnie żeniąc się z Marią. Zawsze byłem głupi.
Miałem przyjechać w listopadzie. Chyba nie dałbym rady spojrzeć Ci w oczy.
Aniu, przepraszam…
Wrzesień, 2009. Alexander.

W środku listu była jeszcze mała karteczka, dziewczyna otworzyła ją i przeczytała króciutki napis:
Alexander zginął w wypadku samochodowym jadąc na lotnisko… Bardzo nam przykro z tego powodu…
Zamilkła… Kłamca? Tak, kłamca.
ROZDZIAŁ VI – OSTATNI

Ania dotknęła kamiennej płyty, na której wystukany był wielki napis, tuż obok niej było zdjęcie, gdzie z poważną miną widniał Alexander.
Nie płakała, była tylko trochę rozgoryczona całą sytuacją. List i wszystko co otaczało ją wokół. Czy kiedyś tak naprawdę zasmakuje cudownego życia? Może…
Oderwała dłoń od płyty i położyła ją na udzie. Trzęsła się, ale nie ze strachu, z zimna. W końcu listopad. Dokładnie 1 listopada. Pochmurny, zimny dzień, gdzie na cmentarzu gromadzą się ludzie i stoją przed grobami bliskimi.
Ania zastanawiała się dlaczego przebyła tak długą drogę, tylko po to, żeby zobaczyć grób kogoś, kto ją zranił…? Może gdyby nie zobaczyła listu, byłoby inaczej, a teraz? Kryła do niego zniesmaczenie, mimo że już dawno odszedł z tego świata.
- Babciu, idziemy? – spytała sucho Ania patrząc na babcię.
Kobieta uśmiechnęła się smutno i chwyciła za poręcz od wózka inwalidzkiego.
- Właściwie to babciu, nie wiem po co mi ten wózek. – odparła nagle Ania.
- Aniu, musisz dbać o nogę. Jesteś po operacji, wiesz o tym dobrze. Powinnaś dbać o nogę. To fantastyczne, że odzyskasz nogę, ale dopiero po rehabilitacji. Dlatego potrzebny ci wózek, rozumiesz? – odpowiedziała babcia i dotknęła zimnego policzka Ani – Zmarzłaś. – dodała po chwili.
- Ty pewnie też. – odparła Ania uśmiechając się.
Potem nie mówiły już nic. Doszły do wielkiej, zielonej bramy, która prowadziła na miasto. Długa droga ich czeka z cmentarza na dworzec kolejowy. Mogły się zdecydować na autobus, ale wchodzenie z wózkiem zajęłoby za dużo czasu. Zresztą… mogły popatrzeć na polską jesień, którą uwielbiały.
- Babciu… jak poznałaś dziadka? – spytała nagle Ania.
- Oh… To długa historia, ale skoro mamy dużo czasu wolnego to nie widzę nic przeciwko, żeby ci nie opowiedzieć. – odpowiedziała staruszka odgarniając włosy z czoła – Więc to było dość dawno. Miałam pewnie z 20 lat. Byłam zwykłą dziewczyną, koleżanki, szkoła… Chłopaka nie miałam. Cały czas siedziałam z nosem w książkach. Chciałam zostać kardiologiem no i moje marzenie się spełniło.
Studiowałam, ale miałam czas na imprezy. No i nadeszła ta sobota, w którą poznałam twojego dziadka. Był wtedy grudzień i moja koleżanka miała 18 urodziny. Poszłam, chciałam się oderwać od nauki. No i kiedy już miałam wychodzić zobaczyłam twojego dziadka. Sączył coca-colę siedząc w rogu. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale powiem, że na początku żałowałam… Podeszłam do niego. Głupim pretekstem zaczęłam rozmowę… spytałam… która jest godzina. Ha ha! Odpowiedział mi i zaproponował picie razem z nim coli. Zgodziłam się, tylko dlatego, że to był niesamowicie przystojny mężczyzna. Inny. Ciepły. Potem zaczęliśmy się spotykać, ale to nie były randki. Chodziłam do kina, z jego znajomymi i moimi, a po jakiś dwóch miesiącach poszliśmy na pierwszą, prawdziwą randkę. Odprowadził mnie do domu, a potem obserwowałam jak wraca do swojego. I nagle się zatrzymał. Tuż niedaleko niego stała ładna dziewczyna, zaczęli się przytulać. Od tej pory nie chciałam go znać, właśnie tego żałowałam. Ale myliłam się. To była jego siostra. Znowu zaczęliśmy chodzić na randki. Byliśmy parą i po roku naszej znajomości… oświadczył mi się. Pół roku później wzięliśmy ślub i urodziła się Hania, twoja ciocia, a rok później Danusia, twoja mama, a potem Czarek.
Ania się uśmiechnęła. Babcia tak ciekawie opowiadała, że nie zauważyły, a były już na dworcu kolejowym. Było pusto, tylko w poczekalni siedział jakiś znajomy blondyn. Ubrany w czarną kurtkę, glany…
Anie wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Była pewna, że to Tomek, ale mogła się mylić.
Kiedy babcia poszła kupić bilety, ona podjechała do niego. Chłopak podniósł głowę. Tak, to był on. Jego cudowne, niebieskie oczy patrzyły na Anię z utęsknieniem. Chciał się wtulić w jej ciepłe ramiona, ale bał się. Bał się, że ona go odrzuci, a wtedy będzie cierpiał.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła złocistych kosmyków chłopaka.
- Ania? – spytał szeptem chłopak łapiąc Anię za rękę.
Nie odpowiedziała nic, uśmiechała się ciepło patrząc na jego malinowe usta.
- Nie rozumiem… - dodał wyższym tonem.
- Nic nie mów, proszę. – odpowiedziała Ania i pocałowała go w wargi.
Chłopak otworzył szeroko oczy… nie odpowiedział nic. Dotknął tylko ramienia Ani, po czym objął ją i pocałował…

KONIEC!

 

Dzisiaj stronę odwiedziło już 3 odwiedzający (5 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja